O POCZUCIU WINY I RADYKALNYM WYBACZENIU

Wygodnie jest narzekać. Stawiać się w pozycji przegranego, w sytuacji bez wyjścia. Wygodnie jest stale obarczać winą siebie, ludzi wokół albo jakieś wybrane zjawisko za swój stan bycia, za sposób obserwowania i przeżywania kolejnych doświadczeń. Stosunkowo łatwo jest uwierzyć w myśl, która sugeruje, że zostaliśmy intencjonalnie skrzywdzeni i zranieni przez innych. Równie łatwo jest zawierzyć temu, że sami jesteśmy czemuś winni mogąc w przeszłości podjąć inną decyzję lub inaczej się zachować. To bardzo kuszące, żeby takim myślom zaprzedać swoją wolność. Kiedy przyglądniemy się im z bliska odkryjemy jednak, że obie te myśli nie są prawdziwe. Inni ludzie, podobnie jak my, kierują się najwyższym znanym sobie na dany moment dobrem, a cierpienie które powodujemy sobie lub innym nie wynika z naszej natury, tylko z zaplątania się w błędne przekonania o sobie, które nie mają z naszą prawdziwą naturą nic wspólnego.
 
Uwarunkowanie, które zachęca nas do ciągłego szukania przyczyn własnego cierpienia na zewnątrz utrzymuje nas w pozycji ofiary, która uniemożliwia stanięcie w swojej mocy i rozpoznanie swojej niewinnej, kochającej natury. Wymyślanie sobie zewnętrznych powodów naszego wewnętrznego cierpienia nigdy nas nie zaspokoi i nigdy nie doprowadzi nas do spokoju i pogodzenia, których szukamy. W trakcie obwiniania szukamy ich bowiem w złym miejscu, bo poza sobą. Obwinianie jest efektem krótkowzrocznego myślenia i maniery oddzielania się od innych osób i własnych odczuć. To sposób interpretacji, który długoterminowo przysparza nam jedynie więcej zakłopotania, rozdrażnienia, a w skrajnych przypadkach nawet złości i przemocy skierowanej na kogoś lub siebie samego. Może to być partnerka, dziecko, rodzic, nauczyciel, rząd, Bóg, i Bóg jeden wie, kto jeszcze. W każdym razie „coś” na zewnątrz. Na zewnątrz spokoju, który rezyduje stale w esencji naszej istoty.
 
Wygodnie jest trwać w pesymistycznym nastawieniu, stałej pretensji i postawie obrażenia się na życie. Taka postawa stwarza człowiekowi pewne korzyści, które bywają zwykle nieuświadamiane. Możemy przybierać pozę winnego lub obwiniającego tylko ze względu na te korzyści właśnie, których to doświadczamy jako rekompensaty albo w najlepszym razie wypracowanej sobie nagrody. Nagrody fundowanej sobie na pocieszenie za swoje cierpiętnictwo. Takimi nagrodami mogą być przeróżne błyskotki, jak na przykład: sens przynależności („Przecież wszyscy narzekają i szukają winnych, więc jeśli ja przestanę to robić, to mnie wykluczą ze stada i będę samotny”), otrzymywanie uwagi („Dzięki temu, że nadaję na swój los przykuwam uwagę. Wszyscy z przejęciem mnie słuchają i dodatkowo bardzo mi współczują – widzą mnie.) Korzyścią może być też poczucie dumy związane z posiadaniem racji albo poczucie siły i dominacji, kiedy uda się wymierzyć wcześniej zaplanowaną karę temu, kogo w pierwszej kolejności obwiniliśmy.
 
Dzięki temu, że narzekamy na swój biedny los, możemy żyć w złudzeniu, że cudze współczucie nad nami usprawiedliwi i rozgrzeszy nasze podskórne lenistwo i pychę. Dzięki temu, że winimy inne osoby za zaistniałą sytuację, sami nie musimy bowiem brać odpowiedzialności za to, co się dzieje w naszym życiu. Możemy odsuwać od siebie doświadczenia, które zapraszają do zweryfikowania błędnych przekonań i wierzeń na temat świata i ludzi, którym z rozpędu nieświadomie zaufaliśmy. Dzięki temu, że patrzymy na życie przez ciemne okulary, zakładamy, że świat jest miejscem nam nieprzychylnym i widzimy go jako groźne i złowrogie miejsce, możemy żyć wyobrażeniem, że my sami nie popełniamy błędów, jesteśmy doskonali i nieomylni, a to świat jest zły, ponury i nieodpowiedni. Jest to oczywiście nieprawda, bo każdy z nas składa się na jeden świat, który wspólnie tworzymy. Kiedy marudzimy, tworzymy sobie różnego rodzaju wymówki dlaczego nie warto podejmować działań, które mobilizują nas do wyjścia ze swojej strefy komfortu i zmierzenia się z własnymi słabościami. Przyjmowanie roli ofiary zapewnia nam cały wachlarz korzyści, z których skrycie czerpiemy wewnętrzną satysfakcję, a wielu przypadkach nawet niezaprzeczalną przyjemność.
 
Obwinianie wykorzystujemy do tworzenia iluzji, że nasze cierpienie jest niezależne od nas, z góry ukartowane, że jest skutkiem czynników zewnętrznych i że (co najważniejsze), nie mamy możliwości, by się od niego samodzielnie uwolnić. Poczucie winy trzyma nas więc w błędnym założeniu, że to inni ludzie są odpowiedzialni za pojawienie się w nas wybranych odczuć lub doznań i sami nie mamy na nie wpływu. Utwierdza nas też w przekonaniu, że te uczucia są złe i samo ich doświadczanie powinno być potępiane. Z kolei nawiązując świadomy kontakt z esencją naszej istoty zauważamy, że nie istnieje jakieś konkretne indywiduum, które samodzielnie spowodowało dane zdarzenie. Widzimy, że każda sytuacja jest splotem niezliczonych, spontanicznych wydarzeń, który uwzględnia całość stworzenia i jeśli cokolwiek się wydarzyło, to tylko w jednej, tej samej przestrzeni, którą dzielą wszystkie żyjące istoty. Będąc w medytacji rezygnujemy więc z przypisywania winy komukolwiek i dzięki temu sprawniej możemy odpowiedzieć na realne potrzeby danej sytuacji. Pozwalamy sobie „wziąć sprawy w swoje ręce” i budować zaufanie do własnych wyborów. To zachęca nas do bycia bardziej wyrozumiałymi i łagodnymi w stosunku do siebie nawzajem. Do pozwalania sobie na błędy i przekraczania swoich ograniczeń, czerpania stałej nauki ze swojego doświadczenia i odpuszczenia oczekiwaniom, jakie nosimy o nas samych i o innych ludziach.
 
Obrzucanie winą i pretensją innych jest nam potrzebne by sprawić wrażenie, że wszystko to, czego nie chcemy przyjąć, uznać i pokochać na nowo w sobie, jawiło się jako w ogóle nie warte pokochania. Innymi słowy, trzymamy urazę i nie wybaczamy innym, by nie musieć wybaczać sobie. Łatwiej jest bowiem już na starcie odrzucić i nie zawracać sobie głowy tym, co w pierwszej kolejności zostanie uznane za winne lub grzeszne. W taki sposób ego tworzy sobie „logiczne usprawiedliwienie” dla odgrodzenia się od wybranych uczuć, myśli, ludzi, doświadczeń. Umysł chcąc wyprzeć i zignorować to, co jest dla niego najbardziej niewygodne posługuje się obarczaniem winą innych za spowodowanie cierpienia, a potem ustanawianiem i wymierzaniem im adekwatnej kary. Czasami winę przypisujemy sobie i samodzielnie się też masochistycznie karzemy. W naszym świecie takie akty przemocy stały się już powszechnym, wręcz szlachetnym i sprawiedliwym działaniem, co ukazuje poziom naszego zaślepienia i znieczulenia na siebie samego oraz drugiego człowieka.
 
W naszych oczach mogą być winni inni ludzie lub my sami. W każdym z tych przypadków jednak unikamy konfrontacji z własnymi ograniczeniami i zamiast przybliżać się do swojej prawdziwej natury, oddalamy się od niej. Energetyzując poczucie winy nie nawiązujemy bowiem kontaktu z tą częścią nas samych, która domaga się uzdrowienia, która chce zaprosić nas na powrót do dostrzeżenia niewinności nas wszystkich i poczuć uwolnienie związane z przebaczeniem i odpuszczeniem żalu. Wszelkie cierpienie, niezależnie od tego, czy wyrządzone innym, czy sobie samemu, dzieje się z nieświadomości i nie jest celowe. W medytacji zauważamy, że nikt za nim nie stoi. Główną aspiracją nas wszystkich, motywem przewodnim podejmowania wszelkich działań jest zbliżanie się do sensu szczęścia i pokoju. Każdy z nas jest jednak na różnych etapach rozumienia tego, czym prawdziwe szczęście jest i jak je świadomie wyrażać i ucieleśniać. Winiąc innych za to, że nie robią czegoś w taki sposób, jak byśmy tego oczekiwali, nie dajemy im szansy na dostrzeżenie programów i uwarunkowań, które ich do tego popchnęły. Tylko razem z pokornym wybaczeniem pojawia się możliwość na zrozumienie i wyciągnięcie lekcji z danego doświadczenia. Zarówno dla nas jak i dla innych osób w nie zaangażowanych.
 
Zauważmy, że nazywamy coś lub kogoś winnym, tylko po to, aby nie musieć badać rzeczywistej natury naszego oburzenia i pretensji względem tej osoby czy jej zachowania. Możemy więc dzięki swojej negatywnej projekcji na temat innych ludzi, pozostać w bezpiecznej strefie znajomej roli cierpiącej ofiary i tym samym możemy nadal podlewać cierpienie innych. Jak długo będziemy chcieli to kontynuować? Dopóki ten mechanizm się nie zmęczy, lub dopóki nie zostanie przejrzany, jako nieautentyczny. To sprytne uwarunkowanie naszego umysłu, by szukać kozła ofiarnego odpowiedzialnego za niekomfortowe odczucia sprawia wiele zamieszania i blokuje nas przed samodzielnym spotkaniem się z uczuciami i uznania ich za swoje. Poczucie winy może być kłopotliwe tylko wtedy kiedy nie zbadamy czym ono jest w swej esencji i nie dojdziemy jego źródła. Jeśli zrobimy to rzetelnie i szczerze – wtedy będziemy tylko bogatsi o kolejny wgląd o sobie a poczucie winy samoistnie się rozpłynie. Zostanie bowiem dostrzeżone jako nieprawdziwe i nie mające nic wspólnego z tym, czym jesteśmy naprawdę. Nawyk obwiniania sprawia, że rezygnujemy z własnej wolności i wrodzonej, naturalnej zdolności do bezwarunkowego kochania i wybaczania. Dopiero po zdjęciu z siebie i z innych ludzi poczucia winy oraz oczekiwań względem ich zachowania, jesteśmy w stanie zbliżyć się do siebie nawzajem i dotykać tego, co łączy nas wszystkich. Możemy pokochać na powrót siebie i innych. Zrozumieć wspólnie poszczególne motywy działania, uwrażliwić się na pozostałych emocjonalnie, poznać swoje potrzeby, sposób myślenia i metody reagowania, które wpłynęły ostatecznie na czyny, które sprawiły nam ból.
 
Klarowne dostrzeżenie i niepozorowane przyznanie swojego błędu kończy poczucie winy. Kiedy szczerze uznamy swoją winę i przyznamy przed sobą, że pomyliliśmy się, uczucie winy automatycznie się wypala. Służy ono jedynie temu, by zawrócić nas do źródła – do miejsca przebaczenia, niewinności i uczciwości. Tylko wtedy, kiedy nie chcemy dostrzec błędu w sobie, możemy odnosić wrażenie, że poczucie winy ciągnie się za nami długi czas. Możemy nosić nieprzyjętą w pełni, albo w ogóle nieuświadomiona winę w sercu całymi latami lub projektować je na innych tylko jeśli nie zaakceptujemy swojej pomyłki i zapomnienia o swej prawdziwej naturze. Tylko, gdy spróbujemy wyprzeć się winy mentalnymi wykrętami i nieszczerymi interpretacjami zaszłych zdarzeń i zachowań ludzi. Czymś zupełnie innym jest przeżycie odczucia przewinienia w konkretnej sytuacji, skonfrontowanie się z prawdą, pokorne przyjęcie cennej lekcji od życia i ruszenia z miejsca dalej stając się bardziej uważnym w przyszłości, a czymś zupełnie innym jest katowanie się chronicznym poczuciem winy za jakieś zdarzenie całymi latami lub stała próba tłumaczenia sobie tego uczucia zachowaniem innych osób. To pierwsze jest świadomą konfrontacją i wzrostem, to drugie jest ucieczką od prawdy i blokowaniem uczuć. Ostatecznie każde poczucie winy zaprasza nas tylko do jednego. Do uznania, że sami w pewnym momencie zabłądziliśmy i tęsknimy za powrotem do swojego pierwotnego, naturalnego stanu otwartości, pojednania i zgody.
 
Ten tekst nie jest pisany, by zaprzeczyć realności wielu okrucieństw, które mają miejsce każdego dnia na naszym świecie. Nie zaprzecza czynom niepodważalnie niemoralnym i tym samym niepotrzebnych. Ten tekst ma zachęcić jedynie do tego, by w człowieku, który popełnił błąd, zauważyć… człowieka. Takiego samego człowieka jakim jesteś Ty. Z podobnymi ograniczeniami jakie masz Ty. Z pewną przeszłością, z pewnym wpojonym systemem wychowania i bagażem przekazanych wartości. Z przywiązaniem do odgrywania wyznaczonych postaw, które nie zawsze są autentyczne. Z edukacją jaką dana osoba otrzymała lub jej brakiem. Możemy nie popierać działań wybranych osób, możemy nawet zachęcać ich do lepszych wyborów swoją postawą, ale nie musimy jednocześnie ich obwiniać i karać za dotychczasowe działania. To znacznie bardziej humanitarne, miłosierne i jednocześnie praktyczne rozwiązanie. Wybaczając i wychodząc na przeciw rzeczywistym potrzebom innych ludzi będziemy znacznie bardziej efektywni w kreowaniu piękniejszego świata niż osądzając ich, odgradzając się od nich i zostawiając ich samym sobie. Inaczej zapętlimy się w niekończącym się kołowrotku wzajemnych pretensji, odwetów i zemst, które mogą prowadzić tylko do jeszcze większych podziałów i poróżnień. Kara nigdy nie zadziała łagodząco i nie nauczy nikogo lepszego rozwiązania problemu w przyszłości, a tylko wzmocni złość, przebiegłość, spryt i odczucie niesprawiedliwości w osobie, której ta kara dotknie.
 
Wyjściem z poczucia winy jest radykalne wybaczenie. Sobie i innym. Wybaczenie mimo wszystko i pogodzenie się z tym, co zaszło, jak świat wygląda, i czego doświadczasz teraz. Czy umiemy w ten sposób wybaczać? Nie po to, by coś osiągnąć, utwierdzić swój status lub mieć rację i na chwilę poczuć się lepiej, ale wybaczyć całkowicie, dogłębnie, z czystej miłości do samego siebie? Czy potrafimy wybaczyć ze zrozumienia, że nawet z najbardziej okrutnymi ludźmi na planecie, w naszej podstawie jesteśmy tym samym? W wybaczeniu jest ogromna moc. Moc płynąca prosto z naszego źródła. Jeśli trwasz w swej esencji to nic i nikt nie jest Ci obojętny. Nie widzisz winnych, tylko cierpiących. Możesz odczuwać zranienie lub chwilowy ból emocjonalny, ale to nie odcina Cię od tego, czym jesteś naprawdę. Trwając w swej esencji nie odsuwasz się od żadnych uczuć, ale nie traktujesz też ich personalnie. Wiesz, że nie mówią nic o Tobie. Jeśli się pojawią, to stają się jedynie kolejnym zaproszeniem do tego, by opaść do siebie jeszcze głębiej i wydobyć z tych głębin jeszcze większe pokłady miłości i współczucia. Możesz więc czuć, jak Twoje serce pęka, ale ponieważ nie czytasz tego doznania personalnie, to to pęknięcie nie może Cię w żaden sposób skrzywdzić. Może Cię jedynie wzmocnić, uwrażliwić i otworzyć jeszcze szerzej na innych. Na ich troski i zmartwienia oraz na radość z wyzwolenia się z ich sideł. Czy jesteś gotowy przyjąć innych, bez zarzucania nikomu nieprawości i złych intencji? Czy jesteś gotowy by już nigdy nie winić siebie za nic? Nie odpychaj tego odczucia kiedy się pojawi, po prostu użyj go jak narzędzia do zawrócenia do swego źródła. Tylko w esencji istnienia, Twe odczucie winy, tak jak każde inne doznanie, może na powrót odnaleźć spokój i sens pogodzenia.