O WYBUDZANIU SIĘ DO PRAWDY

Zawsze, w każdych okolicznościach, doświadczam swojej prawdziwej, nieosobowej natury. Zawsze doświadczam poczucia prostego, cichego, uniwersalnego istnienia, które jest podłożem dla wszelkich zjawisk. Zawsze jestem połączony z tym, co daje przestrzeń wszystkim możliwym doświadczeniom. Zawsze jestem więc w wolności, pokoju i bezwarunkowym przyjęciu.
 
Świadome rozpoznanie mojej prawdziwej natury bywa jednak przysłaniane tym, co aktualnie doświadczam. Jeśli cała moja uwaga koncentruje się na samym doświadczeniu, z wykluczeniem tego cichego podłoża obecności – poczucia czystego istnienia – wtedy pojawia się spora szansa na to, abym się w tym doświadczeniu zatracił, gubiąc połączenie ze swą esencją. Kiedy utożsamiam się jedynie z wybraną zawartością doświadczenia, wtedy przesłaniam prawdę o swej pierwotnej nieskończoności, transparentności i wrodzonej wolności. Jeśli skupiam się wyłącznie na samych percepcjach i doznaniach z ciała i umysłu, ignorując równocześnie nieosobową przestrzeń, która jest dla nich fundamentem, wtedy tworzę iluzję bycia tymi chwilowymi percepcjami i doznaniami. To, ponieważ nie jest prawdą w rzeczywistości, jest równocześnie początkiem mojego cierpienia. To co boli to wiara w to, że mogę być tylko doświadczeniem, które przemija. Gdy bagatelizuję to czym jestem naprawdę – nieskończonym istnieniem – tworzę równocześnie wrażenie bycia ograniczonym w czasie i przestrzeni oraz pozwalam sobie być więzionym przez właściwe tym konceptom ograniczenia. Powodują one lęk przed unicestwieniem oraz poczucie braku, które są zalążkiem poczucia odzielenia od całości. Lęk powoduje wewnętrzną niezgodę i opór, a z drugiej strony poczucie braku powoduje łaknienie i głód wybranych doświadczeń.
 
Patrzenie na doświadczenie przez pryzmat tych dwóch filtrów, tworzy warunki aby tendencja do wypierania i odpychania, lub przeciwnie pożądania i przylegania do poszczególnych doświadczeń, niezdrowo rosła. Mogę wtedy nieświadomie lgnąć do wybranych stanów, aktywności, substancji, zachowań, typów relacji, i próbować odpychać się od innych, pomimo tego, że niekoniecznie moje starania współbrzmią z naturalnym, zdrowym przepływem życia. Kiedy zapominam o tym, czym jestem w podstawie, łatwo mogę przeoczyć fakt, że wszystkie doświadczenia, jakimi życie obdarowuje moje ciało i umysł aktualnie teraz, są mi potrzebne i chcą jedynie pomóc, zachęcić mnie do rozpoznawania jedynej, współdzielonej rzeczywistości.
 
Nic nie chce mnie skrzywdzić i wszystko chce mojego dobra, czyli wzmacniania połączenia z moją esencją. Mogę tego nie dostrzegać i obawiać się wybranych stanów, myśli, emocji, ludzi i doświadczeń, tylko jeśli patrzę przez pryzmat ograniczeń, w które sam zdecydowałem się uwierzyć i którymi zechciałem filtrować swoje postrzeganie. Interpretując doświadczenie myślą z poziomu lęku lub braku, nigdy nie otworzę się na powrót na to, co jest wolne od lęku i braku. W ten sposób tworzę własne cierpienie na poziomie mentalnym i emocjonalnym. Aby powrócić do naturalnego stanu bezwarunkowości i otwartości, muszę cofnąć się przed myśl. Przed interpretację, przed odczucie i przed wrażenie percepcyjne. Tam rezyduje pokój i jasność.
 
Każde cierpienie widzę więc jako potrzebny sygnał, przez które mądre życie alarmuje o przysłonięciu najgłębszej prawdy na swój temat. Cierpienie psychologiczne alarmuje o utożsamieniu się z myślą, emocją lub stanem umysłu. Cierpienie jest więc dla mnie też zachętą do tego, by zatrzymać się, powrócić do podstawowej prawdy na swój temat i odpuszczenia wierzeniom, które nie są zgodne z rzeczywistością. To dzięki cierpieniu jestem w stanie wzrastać i pogłębiać swoje połączenie z tym, czym jestem naprawdę. Cierpienie zaprasza mnie, bym zawrócił moją uwagę z zawartości doświadczenia do wewnątrz, do swej prawdziwej, wiecznie obecnej świadomości istnienia. Zaprasza do rozpoznania swej nieprzemijającej istoty, opadnięcia w nią jeszcze głębiej i znalezienia sposobów na jeszcze pełniejsze i bardziej autentyczne wyrażenie jej w codziennych doświadczeniach i relacjach z ludźmi. Każde odczucie cierpienia jest inteligentnym, kochającym i wspierającym sygnałem od życia. W ten sposób moja pierwotna natura, czyli to czym jestem w swej podstawie, woła mnie do siebie i zaprasza do zatrzymania się. Zaprasza do przyglądnięcia się ograniczeniom, w których się uwięziłem oraz do rozpoznania, że moja natura zawsze była od nich wolna. Że nie muszę dłużej energetyzować tego, co mi nie służy, a mogę podlewać to, co buduje we mnie sens jedności – współpracy, zrozumienia, empatii.
 
Ostatecznie życie pragnie tylko tego, abym klarownie widział to, że nigdy nie byłem niczym innym, jak samym życiem właśnie i że nie muszę się w tym życiu / w sobie niczego obawiać ani niczego od życia / siebie nie muszę też niczego więcej żądać. Kiedy sobie na to pozwalam i opadam do prostego przyjęcia tego co teraz, powracam do klarownego widzenia rzeczy takimi, jakimi są. Pojawia się radość i entuzjazm. Powracam do poczucia bezpieczeństwa, kompletności i spełnienia. Do rozpoznania wiecznej istoty siebie w prostym poczuciu istnienia oraz do przyjęcia w pełnej otwartości i obdarzeniu szacunkiem wszystkich chwilowych ekspresji tego istnienia: wrażeń, doznań i percepcji ciała i umysłu.